KAZANIE 3 – WSPÓŁCZESNY SANHEDRYN I UCZEŃ JEZUSA
Ojciec Święty Benedykt XVI, w drugim tomie książki „Jezus z Nazaretu”, pisze, że początkowo publiczne wystąpienia Jezusa nie budziły wśród władz świątynnych, większego zainteresowania. Sytuacja zmieniła się dopiero po cudzie wskrzeszenia Łazarza i po wjeździe Jezusa do Jerozolimy, gdy Ten został owacyjnie powitany przez przybyłych na święto Paschy, gdy potem wyrzucił przekupniów ze świątyni i wygłaszał mowy, podważające dotychczasowe obyczaje religijne, mowy, które zdaniem wielu Żydów, zagrażały monoteizmowi izraelskiemu. Rada Żydowska – Sanhedryn musiała zareagować na te wydarzenia, by wyrobić sobie opinię o Jezusie i podjąć odpowiednie decyzje.
Członkom rady nie przeszkadza rozpoczynające się Święto Paschy, w które według Miszny, nie można wydawać wyroków skazujących. W czasach Jezusa prawo nie zezwalało nawet na odbywanie posiedzeń Sanhedrynu w szabat, dni świąteczne i związane z nimi dni przygotowania.
Poza tym relacja Markowa wskazuje, że nie przestrzegano także innych zasad przewidzianych procedurą prawną. Według talmudycznego traktatu (Sanhedryn 4,1), narady mogły odbywać się jedynie w ciągu dnia, natomiast zdaniem ewangelisty posiedzenie Sanhedrynu odbyło się nocą.
Józef Flawiusz, żydowski historyk z I wieku, wspomina historię niejakiego Jezusa, syna Ananiasza, który wypowiadał słowa przeciw świątyni: „Głos ze wschodu, głos z zachodu, głos od czterech wiatrów, głos przeciwko Jerozolimie i przeciwko Przybytkowi, głos przeciwko oblubieńcom i przeciwko oblubienicom, głos przeciwko całemu narodowi” (Wojna żydowska 6,301). Władze żydowskie uznały w tym wołaniu bluźnierstwo zasługujące na karę śmierci, jednak Rzymianie uznali autora wołania za niespełna rozumu i darowali mu życie.
Motywem takiej decyzji władz rzymskich był przypuszczalnie brak czynów, potwierdzających zapowiedzi. W przypadku procesu Jezusa, w grę wchodziło nie tylko oskarżenie o bluźnierstwo, ale także czyn (wypędzenia handlujących ze świątyni), który miał być potwierdzeniem słuszności oskarżenia.
Na ogniwo łączące obydwa oskarżenia (o bunt przeciw świątyni, czyli powodowanie zamieszek i o uzurpację godności królewskiej) może wskazywać inny fragment z pism Józefa Flawiusza: „W owym czasie w całej Judei grasowały bandy rozbójnicze. Gdzie tylko zdołał ktoś zebrać grupę buntowników, obierano go królem i wyrządzano wielkie szkody narodowi. Albowiem Rzymianom niewiele tylko i w mało znaczących sprawach dawali się we znaki, ale za to wszędzie sprawiali rzeź wśród swoich pobratymców” (Starożytności żydowskie 17,285).
Jezusowa odpowiedź na pytanie arcykapłana: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego” (Mk 14,61), uznana została przez niego za bluźnierstwo z powodu wykorzystania formuły objawieniowej „Ja jestem”. Wydaje się, że trudno o jednoznaczne rozstrzygnięcie w tej kwestii, gdyż odpowiedź pozytywna na pytanie rozpoczynające się od słów „czy jesteś?” poniekąd implikuje taką formułę.
Znak rozdarcia szat przez arcykapłana, zazwyczaj symbol żałoby, cierpienia lub strachu, przyjmuje funkcję antycypacji wyroku. Po raz kolejny Jezus jest oskarżany o bluźnierstwo. Tym razem oskarżenie prowadzi do sformułowania wyroku expressis verbis: „Słyszeliście bluźnierstwo!” (Mk 14,64). Drugą reakcją członków Sanhedrynu na wydanie Jezusa jest wyszydzenie. Gest opluwania, który wyraża najgłębszą pogardę w poniżenie, może być w zamierzeniu ewangelisty nawiązaniem do trzeciej pieśni Sługi Pańskiego: „Podałem grzbiet mój bijącym i policzki moje rwącym Mi brodę. Nie zasłoniłem mej twarzy przed zniewagami i opluciem” (Iz 50,6).
Drodzy bracia i siostry, oto widzimy jak zachowuje się Jezus a jak ci, którzy Go przesłuchują?. Po świadectwie dwóch świadków, Jezus milczy. Tak będzie reagował na wiele następnych bluźnierczych pytań i czynów. Na pytanie Kajfasza jednak odpowiada. Nie wypiera się, że jest Mesjaszem, Synem Bożym. Gdyby się wyparł, byłby z pewnością zwolniony i uniknął by śmierci. Nie zaprzeczył prawdzie, rzeczywistości. Wiedział, że za to otrzyma wyrok śmierci.
A jak się zachowali sądzący, oskarżyciele? Najpierw postawili wielu fałszywych świadków. Obrali drogę fałszu i agresji. Kajfasz przyjął prawdziwe oświadczenie Jezusa za bluźnierstwo. Rozdarł szaty. Ruszyły pięści. Były policzkowania i szyderstwa: „Prorokuj nam Mesjaszu, kto cię uderzył?”. Na Jezusa spadła lawina brutalnych szyderstw ze strony tych, którzy poczuli się silniejsi i dali Mu odczuć swą władzę i całą swoją wzgardę. Ten, przed którym jeszcze w poprzednich dniach odczuwali lęk, znalazł się w ich rękach. Tchórzliwy konformizm słabych dusz poczuł się silny w atakowaniu tego, który zdawał się odtąd być tylko bezsilny.
Jak tę scenę przeżywał i rozważał kard. Wyszyński, który niejednokrotnie był przesłuchiwany przez komunistyczne władze szukające jakiegokolwiek cienia zła w Prymasie Tysiąclecia?
Już na początku pobytu w tym miejscu „pan o twarzy bez wyrazu” oświadczył, że za kilka dni zgłoszą się do Prymasa przedstawiciele rządu, by porozmawiać o zaistniałej sytuacji (zapowiedź ta została spełniona dopiero dwa lata później, w sierpniu 1955 roku, gdy Prymas przebywał w trzecim miejscu aresztowania – w Prudniku Śląskim).
O stawianych wobec niego zarzutach dowiedział się ze skrawka „Trybuny Ludu”, który, mimo braku dostępu do prasy, niespodziewanie wpadł mu w ręce. Na łamach tej gazety generał Ochab obrzucił go stertą spreparowanych, kłamliwych oskarżeń. Było to poważne naruszenie honoru żołnierskiego: zaatakowano bezbronnego.
Wiedział, że musi się bronić. „Gdybym dziś nie chciał bronić swych praw do wolności, nie umiałbym – gdyby zaszła potrzeba – bronić i wolności Ojczyzny. Tylko taki obywatel umie bronić wolności, który doznaje wolności w swej Ojczyźnie. Obywatel uciskany w swej Ojczyźnie nie jest zdolny jej bronić” – odnotuje w „Zapiskach”.
Mawiał kard. Wyszyński: Otuchą jest dla nas świadomość, że i Chrystus cierpiał na Krzyżu.(…) Pociechą są dla nas Jego słowa, że smutek nasz w radość się odmieni.
Cierpień nigdy na ziemi nie zabraknie. I chociaż ludzie czynią wszystko, aby je zmniejszyć, są one nieuchronne. Gdy więc nieraz znużeni wiekiem, chorobami, codziennością życia, czujemy się przygnębieni – otuchą jest dla nas świadomość, że i Chrystus cierpiał na Krzyżu. A cierpiał niewinnie – za nas i za nasze grzechy. Pociechą są dla nas Jego słowa, że smutek nasz w radość się odmieni.
ks. Bartłomiej